niedziela, 14 marca 2010

beznadzieja

Skasowałam poprzednie posty. Mój problem tkwi w braku umiejętności przelewania myśli na "papier". I takie tam, bla, bla, bla...
Zimno, mokro, ponuro i ogólnie paranoja. Mój nastrój adekwatny jak zwykle do pogody, toteż zmienia się z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Ujmując sprawę prosto jest fatalnie. Moja głowa daje mi popalić od rana, boli niemiłosiernie. Nie mam na nic ochoty, a czeka mnie sporo ... Coraz później się robi, coraz większe napięcie, coraz większe poczucie winy. No tak to się od dawna nie czułam. Totalna beznadzieja, pustka, brak sensu.
Przepadłam już dzisiaj. Nie uczynię nic pozytywnego.....

Rekolekcje?

Eee... no znów moje lenistwo wzięło górę. Nad wszystkim.
Niedługo, a raczej za dwa dni rekolekcje. Jeszcze niedawno traktowałam je jako czas wolny od nauki, te upragnione 3 dni (a właściwie to 5) przerwy. Teraz znaczą dla mnie coś więcej. Myślę, że uporządkuję swoje życie i przemyślę wiele spraw. Ale czy trzy dni wystarczy? Skoro nie zdążyłam zrobić tego w przeciągu kilku miesięcy, to mi chyba już nic nie pomoże. Chyba że porządny kopniak w cztery litery.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Dużo spotkań.

Randka z chemią. Szybkie spotkanie z fizyką. I wymiana zdań z niemieckim.
Czeka mnie dzień spotkań towarzyskich. Będzie wesoło.
Także się szykuję już na tę pierwszą, długą randkę.